środa, 6 marca 2013

I - Listy do zmarłego przyjaciela



31 październik 2025r.

Kochana Grace!

   Nie wiem, co napisać. Pewnie teraz, gdy to czytasz masz ochotę mnie zabić. I na pewno byś to zrobiła, gdybym już nie żyła.
   Pożegnania bywają trudne. Boże, co ja pierdolę, trudne są zawsze! Ale szczególnie wtedy, kiedy musisz się pożegnać z osobą, która zawsze była przy tobie, znaczyła dla Ciebie właściwie wszystko. Taką właśnie osobą dla mnie jesteś Grace. Dlatego nie wiem, jakie słowa powinny się tutaj znaleźć. Wiem, ze jesteś na mnie zła. Pewnie nawet wściekła. Może rzucasz różnymi przedmiotami i wydzierasz się na niewinnych, jak to zawsze robiłaś, więc przestań. Nie warto. Nie zapominaj o tym, że ludzie są najważniejsi, bez nich nie byłabyś sobą. Tego mnie nauczyłaś, moja droga, przez lata znajomości. 
   Nie wiem, co mnie czeka. Mam nadzieję, że tam, dokąd odejdę, będzie mi lepiej. A nawet jeżeli nie będzie nic, a ja rozpłynę się w nicość, myślę, że to i tak będzie lepsze od mojej marnej egzystencji. Jest coś, o czym Ci nie powiedziałam. Wybacz, Grace, nie chciałam, żebyś się zamartwiała. Troszczyłabyś się o mnie jeszcze bardziej niż zwykle, nie spuszczała mnie z oka… a na to nie mogłam sobie pozwolić, układając w głowie mój plan. Byłam chora. Na raka płuc. Moja śmierć byłą tylko kwestią czasu, a ja nie chciałam umierać w męczarniach i patrzeć, jak ludzie, których kocham cierpią razem ze mną. Więc zrobiłam to po swojemu.
   Bo widzisz, życie to pasmo niespodzianek. Te pozytywne pojawiają się na równi z tymi negatywnymi, nieszczęścia chodzą parami, a świat jest okrutny. Jesteśmy tylko pionkami w grze, niczym więcej. Uświadomiłam to sobie, patrząc na powolną zagładę tego, co kiedyś było cywilizacją. Te wszystkie klęski żywiołowe, przerażone narody szukające schronienia… wreszcie ta Republika Nowego Świata, bo tak to się teraz nazywa, prawda? Chcą nami zawładnąć. Nie wiem, do czego to wszystko dąży, ale się boję. To musi zabawnie brzmieć, piszę o tym, że się boję życia na naszej planecie i zaraz po tym się zabijam. Ale mi nie jest do śmiechu.
   Wybacz mi to słabo czytelne pismo. Mam mało czasu. Niedługo wejdziesz do naszej kwatery i zastaniesz moje martwe ciało, pewnie jeszcze ciepłe, broczące krwią. Użyję leków i alkoholu, ale chcę dodać jakieś efekty specjalne. Wiem, że to chore, ale chcę, żebyście zapamiętali moje odejście, niech więc będzie efektowne. Żałuję tylko, że nie mogłam po raz ostatni w swoim życiu zaćpać. Chciałabym jeszcze raz wbić sobie igłę w żyłę i poczuć jak błogostan rozchodzi się po całym mim ciele, ale niestety. Myślę, że i bez tego dam radę. Nie brak mi odwagi.
   Chyba przyszedł już czas się pożegnać. Chciałabym Ci jeszcze napisać o tysiącu innych mało wartych spraw, ale chyba najważniejszą rzeczą będzie to, że strasznie Cię przepraszam za to, że muszę cię zostawić. Oraz to, że poznanie Ciebie było najlepszą rzeczą w całym moim beznadziejnym życiu. Dziękuję za czas, jaki mi poświeciłaś. Mam nadzieję, że pozwolisz mi zostać w swoich wspomnieniach, chociaż… z Tobą, Grace nigdy nic nie wiadomo.
Pamiętaj o tym, że Cię kocham.

Weronika
PS. Możesz przywłaszczyć sobie moje rzeczy, mnie się już nie przydadzą. 



   Siedząca na pomoście dziewczyna otarła samotną łzę wędrującą po jej bladym policzku rozmazując resztki czarnej kredki, która wcześniej znajdowała się wokół jej oczu. Teraz jednak po makijażu pozostały tylko czarne smugi. Zachodzące słońce odbijało się w tafli jeziora, w które wpatrywała się swoimi szarymi jak burzowe chmury oczami, ściskając w dłoni pomiętą kartkę papieru. Delikatny wiatr rozwiewał jej pomarańczowe włosy, które w połączeniu z promieniami słonecznymi wydawały się być żywym ogniem. Dla potencjalnego obserwatora, stojącego kilka metrów od niej mogła się wydawać beztroskim obiektem westchnień, jednak gdyby tylko ktoś zobaczył jej twarz, zrozumiałby, jak bardzo cierpiała.
   Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie czuć się tak, jak tego dnia. Myślała, że wie już wszystko, że nic nie może jej zaskoczyć. Niespodzianka, dowiedziała się czegoś nowego. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że najdroższa osoba, jaką miała ukrywała przed nią swoją chorobę. Nie była zła, była po prostu przeraźliwie smutna. List pożegnalny rzucił wiele światła na niewiadome, które pojawiły się w jej umyśle po śmierci Weroniki. Przynajmniej wiedziała, dlaczego to zrobiła.
   Podniosła oczy na zachodzące słońce. Widok z pomostu był zapierający dech w piersiach, nie mogła temu zaprzeczyć. Wszystko wydawało się takie idealne… niemal takie jak dawniej, jak w świecie nieskażonym katastrofami, wojnami i inwazjami. Niczego tak nie pragnęła jak tego, by wszystko wróciło na swój dawny tor. Jednak zmiany które zaszły były już nieodwracalne. Świat się zmienił, stał się jeszcze gorszym miejscem, niż był wcześniej. A może zawsze taki był, tylko ona, żyjąc w swoim własnym umyśle nie zwracała uwagi na to, co działo się gdzie indziej? Była ograniczona, teraz doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
   Nie cierpiała tylko z powodu odejścia swojej przyjaciółki. Głównie cierpiała z powodu swojej klęski. Wszystko, co kochała i w co wierzyła zostało zniszczone. Robiła wszystko, by ratować to, co zostało, ale nie radziła sobie z tym najlepiej. A przecież była częścią Rebelii.
   „Z Tobą, Grace, nigdy nic nie wiadomo”. Niemal usłyszała w głowie głos przyjaciółki, gdy po raz kolejny przeczytała tą linijkę. Wer miała rację, z nią nigdy nic nie było do końca wiadomo. Była nieobliczalna, była znakiem zapytania, dlatego właśnie była dobra w tym, co robiła. Była najlepsza i jej przyjaciółka doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wierzyła w nią i pragnęła, by Grace również uwierzyła w swoje możliwości.
  Na twarzy płomiennowłosej pojawił się lekki uśmiech, chyba pierwszy raz od ponad tygodnia. Przez chwilę nawet uwierzyła w to, że wszystko jakoś się ułoży, jeśli ona będzie do tego odpowiednio nastawiona.
   Słońce prawie zniknęło za horyzontem, sprawiając, że cień pokrył jeziorko, polanę oraz otaczający ją las. Wszystko przybrało upiornego wyglądu. To była chyba najgorsza pora dnia, już nie dzień, ale jeszcze nie noc. Wtedy cały świat stał „pomiędzy”, a Grace tego szczerze nienawidziła. Lubiła wiedzieć na czym stoi, a „pomiędzy” było jedną z rzeczy, na których nijak ustać się nie dało. Nikt  też nie powiedział, że była osobą zdrową psychicznie, bo jej dziwnymi przemyśleniami mógłby się zainteresować niejeden lekarz. Jednak nie w czasie wojny. Może kiedyś, kiedy wszystko było na swoim miejscu, a te czasy dawno minęły.
   W gasnącym już świetle dziewczyna po raz ostatni obrzuciła wzrokiem linijki tekstu, siląc się na lekki uśmiech. Później złożyła kartkę i włożyła ją do kieszeni czarnych, obcisłych dżinsów. Zacisnęła mocniej sznurowadła w sięgających jej prawie do kolan wojskowych butach i założyła na dłonie skórzane rękawiczki bez palców, zakrywając przy okazji znajdujący się tam tatuaż. Podpierając się na rękach, podniosła się z desek, otrzepując kurz z ubrania i zapinając szczelnie skórzaną kurtkę. Po zmroku zawsze robiło się zimno, zdążyła do tego przywyknąć. Co prawda nie była to pustynia, ale po serii klęsk żywiołowych matce naturze trochę się pomieszało i mimo, że tamto już minęło, często pojawiały się różne dziwne anomalia pogodowe. Upewniła się, że jej rewolwer leży bezpiecznie w kaburze, po czym odwróciła się tyłem do jeziorka i ruszyła przed siebie. 
   Nie zaszła jednak daleko. Słysząc odgłos kroków z na przeciwka dała nura w krzaki, które znajdowały się po prawej stronie ścieżki. To był już wyuczony odruch, nie mogła go powstrzymać. W świecie, w jakim się znajdowała wszelkie środki ostrożności były wskazane. Wstrzymała oddech, nasłuchując.
- Grace! – usłyszała, jak ktoś woła ją po imieniu. – Grace, gdzie cię do cholery znów poniosło?!
   Odetchnęła z ulgą, bez problemu rozpoznając głos. Dalsze okrywanie się nie miało sensu.
- Nie krzycz tak – szybko wyszła z krzaków, przyglądając się twarzy chłopaka, na której doskonale malowało się powoli ustępujące przerażenie. No tak, powinna go była ostrzec, a tak młody prawie zszedł na zawał. – Jesteśmy w środku lasu, wiesz, dzikie zwierzęta i te sprawy. Poza tym, ile razy mam ci powtarzać, że nie musisz się o mnie martwić? Prędzej tobie by się coś stało, niż mi. Miałeś czekać w aucie – powiedziała ostrym tonem, ściszając głos. Była strasznie zła. Nie chodziło tylko o to, że narobił hałasu, byli w stosunkowo bezpiecznym miejscu i jedyną rzeczą, która mogła im zagrażać były zwierzęta. Główną przyczyną jej złości było to, że ten dzieciak choć przez chwilę mógł pomyśleć, że coś mogłoby jej się stać. Gdyby to były inne czasy, gdyby ona byłą taka jak kiedyś, pewnie ucieszyłaby się, że ktoś się o nią troszczy, ale teraz… Wszystko się zmieniło.
   Patrzyła, jak wyraz twarzy chłopaka się zmienia. Pojawiały się na niej wszystkie negatywne emocje, od złości, poprzez furię na smutku i rozczarowaniu skończywszy.
- Grace, ja…
- Proszę cię, Finnick, skończ! Nie mam ochoty słuchać tego, co masz mi do powiedzenia – warknęła, otrzepując ubranie z liści i ziemi.
 - Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko z tobą okay. Wiesz, ten list i w ogóle – powiedział, starając się załagodzić sytuację, jednak dziewczyna była już porządnie wściekła. Poruszanie tematu tabu było zdecydowanie złym pomysłem.
- Ze mną jest okay, rozumiesz to? Jest okay! Nigdy nie czułam się lepiej! – krzyknęła, nie przejmując się za bardzo tym, że hałas działa raczej na ich niekorzyść.
   Stała kilka metrów od chłopaka, więc mogła doskonale się mu przyjrzeć. Był niewiele młodszy od niej, jednak wyglądał niemal jak dziecko, głównie przez jego wzrost. Nie miał więcej niż metr siedemdziesiąt, jego kasztanowe włosy sięgały ramion i były zabawnie zmierzwione. Same rysy twarzy przywodziły na myśl dziecko, właściwie tylko jasnobrązowe oczy świadczyły o tym, jak wiele przeżył. Był ubrany właściwie jak wszyscy rebelianci wychodzący poza Bulletown. Wysokie wojskowe buty, czarne obcisłe spodnie i skórzana kurtka. Do paska miał przypiętą kaburę z bronią. W lewym uchu nosił mały srebrny kolczyk.
   Tak właściwie, to chyba go lubiła. Miał niesamowitą osobowość, w każdym potrafił dostrzec coś dobrego, ale równie łatwo było go zranić. Nigdy nie miał problemów z nawiązywaniem kontaktów z innymi ludźmi, co bywało bardzo przydatną cechą, ale też i przekleństwem. Sprawiała, że łatwo się przywiązywał do innych. Wojna pozostawała wojną, ludzie przychodzili i odchodzili pozostawiając smutek. Ale wbrew pozorom nie był słaby. Grace nie znała nigdy kogoś równie niepozornego, co ten chłopak. Podczas misji zamieniał się w prawdziwą bestię, zdolną z zimną krwią uśmiercić wroga. Co z tego, że później niemal zżerały go wyrzuty sumienia? Po jakimś czasie zawsze wracał do siebie, może nieco bardziej ponury.  Był bardzo cenny dla rebeliantów. Doszła do wniosku, że nie powinna była tak na niego naskakiwać. W końcu to nie jego wina, że jest w podłym nastroju. Buzujące w niej emocje zaczęły opadać, więc doszła do wniosku, że powinna jakoś się wytłumaczyć.
- Finn, ja… - nie wiedziałam, czy jest w stanie się zmusić, by te słowa przeszły jej przez gardło. – Przepraszam, za bardzo się uniosłam – wymamrotała na wydechu. – Wiesz, to wszystko… jestem trochę rozbita. Nie przejmuj się mną.
   Chłopak tylko się uśmiechnął. Doskonale wiedział to, o czym mu mówiła. Musiał też docenić jej przeprosiny. Trudno było ją zmusić do wypowiedzenia tego prostego słowa, robiła to tylko wtedy, kiedy było konieczne i raczej w kontaktach z osobami wyższego szczebla, więc poczuł się, jakby kopnął go w tyłek niezły zaszczyt.
- W porządku. Wracajmy do auta – powiedział, pozwalając się wyminąć i ruszając ścieżką zaraz za Grace. Jeśli już byli zmuszeni iść gdzieś razem, nigdy nie szli obok siebie, to chyba takie zboczenie zawodowe, zawsze ktoś osłaniał tyły.
   Szybkim krokiem przemierzali leśną ścieżkę. Zrobiło się już prawie całkowicie ciemno, jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Płomiennowłosa znała drogę na pamięć, chodziła nią już tyle razy, że mogłaby teraz iść z zamkniętymi oczami i chociaż głośno nigdy w życiu by się do tego nie przyznała, cieszył ją fakt, że kawałek za sobą słyszy ciche kroki swojego towarzysza. Ten dźwięk w połączeniu z leśnymi odgłosami dawał jej złudne poczucie bezpieczeństwa, którym jednak się cieszyła. Nie musiała się obracać by mieć pewność, że jest za nią ktoś, kto w razie czego jest w stanie ruszyć jej z pomocą.
   Byli dobrym zespołem, dobrym duetem. Grace doskonale o tym wiedziała, że świetnie wychodzi im współpraca, chociaż nigdy tego nie lubiła. Zawsze gdy miała okazję wyrwać się z Bulletown wolała to zrobić w towarzystwie Wer, jednak rzadko było jej to dane. Teraz, kiedy jej przyjaciółki już nie było ona i Finnick zostali na siebie w pewnym sensie skazani.
   Gdzieś w lesie zabrzmiało wycie wilka. Oboje w tym samym czasie obrócili się w stronę, z której dobiegał głos, wbijając wzrok w linię drzew. Po chwili wrócili do marszu. Mieszkali w części Stanów Zjednoczonych, która przez okres wojny zdążyła zdziczeć, a Korporacji jakoś niespecjalnie spieszyło się do tego, żeby się nią zająć, więc byli bezpieczni. Pozostawała tylko kwestia dzikich zwierząt, które czuły się na terenie dawnego New Jersey, cóż, jak ryby w wodzie. Na szczęście trzymały się z daleka od ludzi, a w razie czego zawsze można było na nie zapolować.
   W końcu dotarli do drogi, przy które w krzakach stało coś, co kiedyś zdawało się być Land Roverem, ale wygląd maszyny został nieco nadszarpnięty przez różne czynniki. Był to jednak ulubiony środek transportu zarówno Grace jak i większości rebeliantów, którzy wyjeżdżali poza bezpieczny teren Bulletown. Finnick podał kluczyki dziewczynie, która zdążyła się już usadowić na miejscu kierowcy. Odpaliła cały mechanizm, krzywiąc się nieznacznie, gdy do jej uszu dobiegł ryk terenówki. Auto do najcichszych nie należało, nad czym bezustannie ubolewała. Zamiast głównych świateł włączyła te przeciwmgielne. Wiedziała, że mogłaby sobie pozwolić na większy komfort jazdy, jednak wolała zachować środki ostrożności. To, że już od dawna na niebie nie widziała żadnego helikoptera wcale nie oznaczało, że nie mógł się tam pojawić i nakryć jak gdyby nigdy nic jadącą sobie terenówkę. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak chłopak zapina pas bezpieczeństwa. Ona już  od dawna dawała sobie z tym spokój, ale sprawiało jej przyjemność patrzenie na jeszcze nie wyniszczone, małe zalążki dawnej normalności. Mimo to jednak tak niewiele znaczący gest wykonywany przez kogoś innego był w stanie automatycznie poprawić jej humor. 
   Do ich uszu dotarł szum wydobywający się z CB Radia przymocowanego do deski rozdzielczej.
- Grace, Finnick… odbiór! Grace i Finnick, zgłoście się do cholery! – popatrzyli na siebie, bez trudu rozpoznając, nieco zniekształcony przez radio, głos.
- Odbiór. W porządku, Malachit, zgłaszamy się – powiedziała dziewczyna, przykładając nadajnik do ust. – Już wracamy. Coś się stało?
- Tak, Grace. Kolejny zgon. Przydacie się na miejscu – głos mężczyzny zdradzał zaniepokojenie, ale mimo to był przyjemny dla ucha.
- Niedługo będziemy, bez odbioru. 
   Po tych słowach się odłączyła.
   Szybko przyzwyczaiła się do używania CB radia, choć na początku było to dla niej dość uciążliwe. Jednak był to najlepszy i jakby nie patrząc jedyny dobry środek do przekazywania informacji. Sieci telefoniczne już nie istniały, więc jakoś musieli sobie radzić.
   Spojrzała wymownie na chłopaka.
- Słyszałeś, co powiedział Malachit. Chyba nie jest najlepiej – jej głos był nieco posępny, w gruncie rzeczy jednak nie za bardzo przejęła się faktem kolejnego zgonu. Chyba powoli zaczynała się na to znieczulać, co napawało ją lękiem. Twarz chłopaka przybrała dziwny wyraz, on nie umiał być nieczuły.
- Wątpię, by było. Ale nie wiemy, kto tym razem – powiedział ze smutkiem w głosie, jakby słowo „umarł” nie chciało mu przejść przez gardło.
- Raczej nikt dla nas ważny, skoro Malachit nie powiedział, kto nie żyje.
   Ruszyła powoli asfaltową drogą. Jednopasmówka nie była w najlepszym stanie, ale nadal nadawała się do tego, by bez większych problemów się nią poruszać, z czego byłą niezwykle zadowolona. Nie musiała skupiać całej swojej uwagi na prowadzeniu pojazdu, więc zerknęła w stronę bruneta.
- Albo zwyczajnie nie chciał nas martwić – chłopak spojrzał na nią swoim przenikającym wzrokiem.
- Nie zadręczaj się tym. Niedługo się dowiemy – powiedziała cicho.
- To trudne. Poza tym, sama zadręczasz się czymś innym. Za dużo myślisz o Weronice, Grace – odpowiedział, przyglądając się swojemu odbiciu w bocznym lusterku. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać o swojej przyjaciółce, a już na pewno nie z brunetem. Zanim zapragnęła znów na niego nawrzeszczeć, odetchnęła głęboko, doprowadzając swoje zszargane nerwy do ładu. Wolała nie komentować jego słów.
    Westchnęła głęboko, zerkając na zmęczone oblicze chłopaka.
- Prześpij się trochę, obudzę cię, kiedy dojedziemy – powiedziała, zmieniając bieg i znów wbijając spojrzenie w drogę. 
   Nie odpowiedział, tylko ułożył się wygodnie w fotelu, podkulając nogi i opierając głowę o szybę. Był zadowolony. Nie tylko z tego, że mógł zaznać choć odrobinę snu, którego ostatnio wciąż mu brakowało, ale też dlatego, że Grace wydawała się nie być negatywnie do niego nastawiona. Co więcej, przeprosiła go, co było szczytnym osiągnięciem. Nie chcąc, by dopadły go ponure myśli, zacisnął powieki i już po chwili znalazł bezpieczne schronienie w ramionach Morfeusza.
   Słysząc spokojny oddech, zerknęła jeszcze raz na twarz Finnick’a pogrążonego we śnie, a na jej usta wpełzł uśmiech. Z każdą mijającą sekundą, w której patrzyła na tą drobną istotę w jej wnętrzu pojawiało się irytujące uczucie nakazujące jej otoczenie go opieką. Nie podobało jej się to ani trochę, ale czuła się zobowiązana do tego, by chronić chłopaka przed cierpieniem, przed wszelkim złem tego świata. To trochę tak, jakby nagle dostała w prezencie młodszego brata. Byli do siebie pod wieloma względami podobni i to właśnie najczęściej doprowadzało do kłótni, nieraz rzucali się sobie do gardeł, nie odzywali przez długi czas, ale w końcu oboje wybaczali. Wydawali się być stworzeni do tego, żeby zostać najlepszymi przyjaciółmi, albo najgorszymi wrogami, z czego Grace zdecydowanie wolała pierwszą opcję. Wiedziała, że przywiązywanie się jest złe, darzenie kogokolwiek uczuciami jest złe, ale w tamtej chwili po prostu nie mogła powstrzymać cisnącego się na jej usta uśmiechu zadowolenia. A jednak mogło się jeszcze zdarzyć, żeby była szczęśliwa z powodu  drugiego człowieka, chociażby przez chwilę.


______________________________________________________________________

  No i proszę, jest jedynka. Miała być dopiero w niedzielę, ale z racji tego, że jestem chora, siedzę w domu i się nudzę, publikuję ją dzisiaj. Rozdział chyba nie jest najgorszy, chociaż według mnie zawsze mógłby być lepszy. Ale trudno. Akcja powoli się rozkręca, może niektórzy z Was znajdą tutaj odpowiedzi na pytania zadawane w komentarzach pod prologiem. A będąc już przy komentarzach, strasznie się cieszę, że było ich tak dużo. Nie spodziewałam się tego, ale dziękuję Wam za ciepłe przyjęcie tej opowieści. 
  Ostatnio jestem w dość słabej kondycji psychicznej, więc wybaczcie, jeżeli moje emocje i uczucia po części przeniosą się na to opowiadanie. Chociaż nie chcę, żeby tak się stało. Wolałabym, żeby kierowało się własnymi, odpowiednimi emocjami, ale nic na to nie poradzę. 
   Podkład może i nie jest jakoś perfekcyjnie dobrany, ale właśnie przy tym pisałam. Właśnie te dwie piosenki ostatnimi czasy władają moją duszą, więc może Wam też pomogą w czytaniu. 
   Z dedykacją dla CherryBomb ;* 
   Pozdrawiam! xoxo 

12 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie stanowi świetną odskocznię od świata gejów XDDD Widzę, że teraz Ciebie dopadło złe samopoczucie... Cóż. Każdemu się zdarza i życzę Ci szybkiego powrotu do odpowiedniej formy :3 Co do rozdziału... Mi się bardzo podobał. Pokazuje wojowniczą Grace, ale jej także milszą stronę, którą ona sama chyba obawia się pokazać światu. Czyli jest kobietą pełną sprzeczności, a to zawsze dodaje smaczku rozdziałom. Nie spotkałam się jeszcze nigdy z takim imieniem jak Finnick, ale brzmi nieźle :D Postać zmarłej Weroniki tak bardzo kojarzy mi się z piosenką Billy Talent - Saint Veronika :> Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci powrotu do zdrowia i czekać na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ona słodka, pozwalając jej przywłaszczyć rzeczy :D Sama nie wiem czemu mnie to tak rozśmieszyło, ale miałam banana na twarzy. List był naprawdę nieźle napisany! (Masz do nich talent, Ty cholero jedna... podziel się <3) Oh, mam nadzieję, że nikt ważny nie zginął :c Chociaż pewnie ktoś fajny. Kurde. Niech tam Grace się pospieszy i zabije to draństwo, a co tam. To nic, że będzie miał krew na rękach! W końcu to nie jest niewinna krew. Z taką życiową analogią to na pewno daleko zajdę, nie ma co oO Rozdział naprawdę ciekawy i już nie mogę się doczekać co dalej ^^ Pisz, pisz, pisz i to szybko, mam nadzieję, że szybciej niż te dwa tygodnie, bo czekanie tyle czasu to tortura... Pozdrawiam i życzę dalszej weny!
    www.disenchanted-prince.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam szczerze, że zaskoczyłaś mnie tematyką tego opowiadania. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, choć sama nie jestem w stanie określić, co to było. Pocieszę Cię jednak, że wcale się nie zawiodłam, a wręcz przeciwnie - ucieszył mnie wątek "końca świata", gdyż ostatnio sama zastanawiałam się nad napisaniem czegoś... Cóż. Słowo "podobnego" tu nie pasuje, gdyż moja fabuła nie ma z tym nic wspólnego, jednak miało to być coś z podobnej kategorii.
    Co do samej akcji, to zastanawiam się kto umarł i czy rzeczywiście Malachit nie poinformował ich o tym, by ich nie martwić, czy po prostu był to ktoś "mało ważny".
    No i co tak naprawdę będzie się działo w kolejnych rozdziałach? Nie mam zielonego pojęcia, chociaż zazwyczaj w mojej głowie pojawia się jakiś zarys już po pierwszym rozdziale.
    Oby tak dalej!
    Pozdrawiam.

    odszukac-w-pamieci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak: piszesz rewelacyjnie i ciekawie. Przyjemnie się czyta każde zdanie, każdy opis (który jest barwny i szczegółowy). Akcja jest dobrze prowadzona i rozłożona, nie wlecze się a wciąga czytelnika. Mam jednak jedno zastrzeżenie: dialogi. Są dobre, ale czasami mają zły zapis. Oto kilka zasad, może się przydają:

    1. Do zapisu dialogów używamy myślników, nie (!) dywizów, które to z kolei są wykorzystywane do łączenia wyrazów typu biało-czarny. Demonstracja:
    pauza: —
    półpauza: –
    dywiz: -
    PS Tak już ten świat jest skonstruowany, że myślnik jest posadą, którą autor oddaje albo pauzie, albo półpauzie, nie raz jednej, raz drugiej i nie żadnemu innemu znakowi.

    2. Po myślniku występuje spacja (sic!).
    — Marek?
    — Co?

    3. Przed też. Należy zwrócić uwagę, że w obydwu przypadkach wypowiedzi hm... Ewy następny wyraz nie jest zapisany wielką literą (znaki interpunkcyjne typu: ?, !, ... nie zastępują kropki w tym przypadku). Zasada ta jest związana z rodzajem słowa występującego po myślniku. Druga rzecz, która winna przykuć Waszą uwagę, to fakt, że myślniki lubią standaryzację, czyli wszędzie mają być takie same, żadnej partaniny, żadnej mozaiki wielkościowej.
    — Marek? — zapytała powoli, podnosząc głowę.
    — Co?
    — Chciałabym ci coś powiedzieć... — wyszeptała.

    4. A teraz o tych wcześniej wspomnianych słowach. Jeśli opisuje czynność związaną z mówieniem (powiedział, krzyknął, mrukną, szepnął itd.) nie stawia się kropki, a słowo pisze się małą literą. Natomiast w innych przypadkach (odwracanie się, przesuwanie krzeseł i ta cała reszta) słowo pisane jest wielką literą, dialog zaś zakańczany kropką (w tym przypadku znaki interpunkcyjne: ?, !, ... na powrót pełnią swoje podstawowe funkcje).
    — Marek? — zapytała powoli, podnosząc głowę.
    — Co? — Odwrócił się w jej stronę.
    — Chciałabym ci coś powiedzieć... — wyszeptała. — Tylko nie wiem, jak zacząć.

    6. Istnieje też możliwość, że opis będzie udawał przecinek.
    — Marek? — zapytała powoli, podnosząc głowę.
    — Co? — Odwrócił się w jej stronę.
    — Chciałabym ci coś powiedzieć... — wyszeptała. — Tylko nie wiem, jak zacząć.
    — Od początku.
    — Wydaje mi się — zaczęła Ewa — że rozdwajają mi się końcówki włosów.

    ________________

    Tak, tylko do dialogów mogłam się przyczepić, bo, jak mówiłam, jest naprawdę świetnie. Można czytać i czytać, ale zapis dialogów wymaga jeszcze korekty.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. *_____* <- to jest mina, którą teraz zrobiłam i nie mogę się jej za żadne skarby świata pozbyć? Przy tak cudownym rozdziale dałaś dedykację właśnie mi? Matko...Czuję się zaszczycona, zwłaszcza, że to jest opowiadanie naszej niezwykłej Thalii. Tak, czy inaczej bardzo dziękuję, a teraz czas na kilka słów o notce.
    Błędów wcale, a wcale nie ma(a może tylko nie zwracałam uwagi, bo przy takim...No...Pięknie napisanym tekście można przeoczyć wszystko, nawet najgorszą literówkę. Ale pewnie takowe tam się nie znajdują xD). A same opisy i już kilka wyjaśnień na pytania, rozkręcająca się fabuła...To, że ta Wer nie żyje, to że ona za nią tęskni i cierpi, nie uzewnętrzniając tego prawie wcale...Cudo w każdym tego słowa znaczeniu. I...I bardzo chciałam coś mądrego powiedzieć, ale zapomniałam xD Geenius ja...A, i jeszcze coś...Bardzo dobrze, jak wplatasz w opowiadanie swój własny charakter, aktualnie emocje, czy coś takiego. Wtedy wydaje się być prawdziwsze, bardziej realne :D Sól, to na razie tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że wyjdziesz z tej małej depresji. Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No to chociaż wiem jak na prawdę ma na imię Wer;) choć w sumie nie widze żadnych innych odpowiedzi na inne pytania.
    A więc zacznę od początku. Ten list, kurcze jest taki przytłaczający. Nie zazdroszcze Wer choroby. Rak... Pewnie postąpiłabym podobnie gdyby okazało się, że mam umrzeć. Choć w sumie Grace i tak wypadła na tym gorzej. Straciła przyjaciółkę i to jeszcze w takich czasach.
    Od razu ci mówię, że nie masz prawa zrobić niczego Finnickowi, bo będziesz miała doczynienia ze mną! Polubilam go, ale to chyba z powodu jego imienia. Od razu kojarzy mi się z Igrzyskami Śmierci i moim ulubionym bohaterem.*.* Ciekawi mnie czym są spowodowane te zabójstwa. Kto to robi i po co? A może to jakieś zwierze?

    Wiesz czego ci zazdroszczę? To tego, że możesz sobie przez tydzień posiedzieć w domu i się ponudzić. Wiesz ile ja bym dała coś za jeden taki dzień?! Ale w sumie to wracaj do zdrowia;)
    Pozdrawiam i czekam na nn;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ja mogę powiedzieć? Jedynie - wow! Dziewczyno, jaki Ty masz talent! Coś niesamowitego. Świetnie Ci idzie pisanie tego opowiadania (mimo, że to dopiero pierwszy rozdział).
    Uwielbiam czytać listy, a jeszcze te napisane przez Ciebie to już wg. :D Szkoda mi tej Weroniki. Ale w sumie to okazała się trochę egoistką. Zostawiła Grace z tym wszystkim 'samą'. Nie powiem, tematyka mnie zaciekawiła. Jest tak tajemniczo, niebezpiecznie. Bardzo podobają mi się też opisy, które są ciekawe i nie zanudzają. Co ja mogę jeszcze napisać? Oby tak dalej. To tyle. :)
    Pozdrawiam.



    http://all-true-my-true.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej, już drugie opowiadanie, które czytam i nie jest Frerardem! :D I bardzo mi się podoba, rzecz jasna. Twój styl jest bardzo lekki, ciekawy. Przyjemnie się to czyta. Szczególnie urzekło mnie to, jak wplatasz listy w rozdziały. Chyba pierwszy raz spotykam się z czymś takim oryginalnym. :3 Nie wiem, co bym tu jeszcze mogła napisać. Poczekamy do kolejnych odcinków, tam z pewnością moje komentarze będą o wiele dłuższe. :D

    xoxo Fun Puppy

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam już wcześniej dodać komentarz, ale nawet nie miałam jak wejść, bo NAUKA, NAUKA, NAUKA!! no i zakupy i kino, haha ^^ tak czy siak, wciąż czasu brak, dopiero teraz znalazłam, żeby wejść i poczytać i podziękować za miły komentarz, a więc dziękuję ;---) no, ale koniec o tych pierdołach, trza rozpocząć komentowanie twoich "wypocin" ^^
    a więc tak! adres..... no no, muszę ci powiedzieć, że od razu mnie zaciekawił. kojarzy mi się z opowiadaniami które najbardziej lubię ^^ i czytając ten rozdział się nie pomyliłam!!! samobójstwo...mmm, może to chore, ale kocham coś takiego, podobnie jak gwałty, morderstwa z zimną krwią wykonane przez psychopatów, samych w sobie psychopatów kanibalstwo, itd xd ale moje drugie oblicze jest zupełnym przeciwieństwem, haha ^^ tak czy siak, przeczytałam informacje o blogu, tzw historię no i domyślam się, że dzieje się to podczas jakiejś wojny, ale to też szło się domyślić z tego co napisałaś, więc bd duuużo śmierci ^^ wg to podoba mi się styl tej dziewczyny (nawet jeśli to nie jej styl, tylko konieczność) .... i jeszcze ma ona tatuaż! coś czego pragnę od 2 lat, ale nie mogę się naprosić o zgodę ;// aaa i chłopak ma kolczyk!! mmm, kocham to też, haha :D
    przeczytało mi się ten rozdział szybciutko, nawet piosenka, którą polecasz nie doszła chyba do 6 minuty xd i ja mądra, zamiast lekturę na jutro czytać, to czytam to! haha, ale nie żałuję, bo świetnie piszesz i bardzo mi się to podoba : ))) a to ostrzeżenie, że mogą się pojawić takie i takie sceny przekonało mnie do tego opowiadania na dodatkowe procenty, haha ^^ także zaglądać tu będę częściej, tego możesz być pewna :D
    pozdrawiam ciepluteńko :------)

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz niezwykły styl. Rzadko spotykam się z opowiadaniami pisanymi w ten sposób i nawet nie chodzi mi o narracje trzecioosobową. Czytając tekst, który umieściłaś miałam wrażenie, że przeniosłam się do swojego dzieciństwa i zupełnie nie wiem dlaczego. Wiem, że rozpisuje się na dziwny temat, ale po prostu mnie to zaintrygowało i nie powiem, spodobało mi się.

    Pozdrawiam, Naive.
    http://magic-of-elementals.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wstyd!
    Byłlam na tyle niegrzeczna by nie podziękować za komentarz - a wypadałoby!
    Tak więc: dzięki Ci, duszyczko! Już myślałam,że wyginęli Ci nowi podróżnicy, wędrujący po blogach, a jednak! Co mogę powiedzieć? - mam ostatnio urwanie głowy, och, aż mnie skręca na samą myśl ile mam do nadrobienia opowiadań. Aż się żyć nie chce! W sumei chce, bo nowe historie zzawsze coś wnoszą, ale jednak, uch, rozumiesz?
    Szablon uroczy, nei powiem. Chciałam się zabrać za pierwszy rozdział ale widzę,że wcześniej prolog - i jego nie omieszkam ominąc. Co jeszczE? Na razie trzymaj się, droga Thalio, bo i ja się trzymać muszę. Zawitam tu jeszcze, ajak nie to trzepnij mnie porządnie w ryjca! :DD
    Pozdrawiam ciepło,coby śnieg stopniał! ;__;

    OdpowiedzUsuń
  12. Podobał mi się ten rozdział, a jakże. Masz niezwykły styl, którym czarujesz. Mnie zaczarowałaś i przeniosłaś na chwilę w świat, który wykreowałaś. Nie powiem, ciekawe doświadczenie.
    Tak samo jak w poprzednim list wiele wniósł do tego rozdziału, zwłaszcza, że jego adresatem była zmarła dziewczyna. Kurczę, aż ciarki mnie przechodzą, gdy wyobrażę sobie scenę, w której Grace czyta te kilka zdań od swojej zmarłej przyjaciółki, jakby ta stała tuż obok niej.
    Czyli Jednak Wer miała swój powód, aby odebrać sobie życie. Zachorowała śmiertelnie i nie chciała męczyć siebie oraz swoich bliskich. W sumie pobudki jasne, ale ja tego nie popieram. Według mnie to dalej tchórzostwo, nieważne jakimi argumentami podparte.
    Szkoda mi Grace. Została sama ze swoimi problemami, w świecie tak okrutnym i innym. Chociaż może wcale nie jest tak do końca osamotniona. Ma przecież jeszcze Finna, choć nie potrafię tak do końca zdefiniować relacji, które ich łączą. Są przyjaciółmi, a może tylko ludźmi skazanymi na swoje towarzystwo? Skłaniam się do pierwszej opcji, chociaż nie jest to jeszcze takie klarowne. W każdym razie ja chłopaka polubiłam. Ma w sobie coś intrygująco, co zachęca do poznania jego dalszych losów.
    Sam pomysł z wojną, rebeliantami, śmiercią czyhającą na każdym kroku... No po prostu bomba. Kupiłaś mnie nim i tak szybko się już ode mnie nie uwolnisz.
    Końcówka bardzo mnie zaciekawiła. Kto tym razem umarł? I w jakich okolicznościach? Lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń